Oficjalna strona miejscowości Kaniów
 Do poprawnego wyświetlania strony zalecam Mozillę Firefox oraz rozdzielczość 1024x768 * * * Dostępny jest już dział Forum
 Witamy w serwisie!

Strona Główna

Lekcja historii

Zabytki

Instytucje

Turystyka

Statystyki

Wywiady

Galeria

Mapa Kaniowa

Forum

Kaniów w prasie

Transport

Autorzy

Archiwum

Linki























































>>> Relacje i wywiady <<<


Adam GaschNawałnica 2006 ● II Wojna Światowa ● Życie w dawnych czasach


Dzień 29 lipca 2006 roku był kolejnym uplnym dniem najgorętszego miesiąca w ciągu ostatnich kilku lat. Była godzina 13. Złożyłem wtedy wizytę u mojej babci w Dankowicach. Niebo było bezchmurne, nic nie wskazywało na to co wydarzy się za dwie godziny. Zbliżała się godzina 15. Siedzieliśmy wszyscy na polu. Wtem na południu dostrzegłem czarne jak noc chmury. Postanowiłem więc wracać do domu, zabrałem rower i ruszyłem przed siebie. Moja droga biegła przez Kaniówek Dankowicki, dalej obok stawu Foksowiec w stronę Bestwinki. Zbliżałem się do przejazdu kolejowego, ciemne chmury były już prawie nade mną. Panował spokój, było duszno i bezwietrznie. Wtem bardzo blisko mnie po lewej stronie niebo przeszył wielki piorun - pierwszy tego dnia. Huk spowodował, że odruchowo wykonałem skłon. Zacząłem pedałować co sił w nogach. Dopadło mnie dziwne przeczucie, że to nie jest zwykła burza. W myślach powiedziałem: "Boże, trzymaj te chmury." Naprawde dziwne przeczucie. Skręciłem w prawo w ulicę Dankowicką, zaczął wiać wiatr, z każdą chwilą coraz mocniejszy. Ostatni zakręt w lewo na Walentego Ślosarczyka. W jednej chwili z nieba spadł srogi deszcz, a 300 metrów przed sobą zobaczyłem coś dziwnego. W mgnieniu oka skręciłem w lewo pod dom państwa Parchańskich, rzuciłem rower pod mur i przyparłem do muru. Nagle ulicą przetoczyła się fala uderzeniowa jak po wybuchu bomby. Zupełnie biała ściana wody przez ok 45 sekund, silny wiatr, huk i świst przetaczały się kilka metrów przede mną. Nie pomogło pukanie do drzwi ani dzwonienie - w jednym momencie zabrakło prądu. Twarz zasypywał mi piasek i kurz, a ubraniem targała wichura. Na przeciwko momentami widać było niemal poziomo układające się drzewka. Gdy po chwili apogeum burzy przeszło dalej, słychać było grzmoty, dźwięk uszkodzonej sygnalizacji przy przejeździe kolejowym. Deszcz jeszcze padał, wiatr całkowicie ustał, niebo było całkiem szare. Poniżej schodów domu było pełno wody. Wszędzie leżały gałęzie i liście drzew, na przeciwko w ogrodzie wywróconych było kilka drzewek. Ocalałe stały wygięte pod dziwnym kątem. Sięgnąłem po telefon komórkowy by dodzwonić się do domu na drugim końcu ulicy. Bezskutecznie - brak sygnału za każdym razem.
Już po chwili w okolicy było słychać syreny i dźwięk pił mechanicznych. Dwa wozy strażackie z Kaniowa minęły mnie gdy stałem jescze pod domem. Postanowiłem zabrać rower i ruszyć w stronę swojego domu. Kilku sąsiadów stało na drodze, inni obchodzili domy wokoło. Na samochodzie obok domu przy którym się schroniłem leżały dachówki. Jeden z wozów zatrzymał się przed zakrętem i tu rozpoczęły się niecodzienne widoki pozrywanych dachów. Mijając ludzi, wozy strażackie i połamane gałęzie uświadomiłem sobie co przed chwilą się stało i ile szczęścia miałem. Ze spotkaniem twarzą w twarz z huraganem dzieliło mnie zaledwie kilka sekund! Mój dom zasłaniał jeszcze tylko niewielki lasek. Ku mojej uldze burza oszczędziła i ominęła mój dom, w ogrodzie nadal stał namiot w nienaruszonym stanie. Krzesła ogrodowe, doniczki i gałęzie były wszędzie rozrzucone, huśtawka leżała połamana na skraju ogrodu. Front musiał uformować się gdzieś pomiędzy kościołem w Bestwince, a moją ulicą.
Po pół godzinie ruszyłem z ojcem w okolicę. Zniszczenia możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej, więc nie będę ich opisywał.



Nawałnica największe zniszczenia uczyniła na ulicy W. Ślosarczyka w Bestwince i ul. Grobel Borowa w Kaniowie. Przez kilka następnych dni wiele gospodarstw domowych było pozbawionych prądu. Upadające drzewa uszkodziły wiele linii energetycznych jak i telefonicznych. Na szczęście nikt nie ucierpiał. W akcji ratowniczej uczestniczyło 66 strażaków zawodowych i ochotników. W gmnie również nie było bieżącej wody do samego rana. Poważnie ucierpiały także pobliskie Dankowice. Wiele drug przez kilka godzin było nieprzejezdnych.

O godz. 15.30 było słychać pierwsze grzmoty. Zamknęliśmy wszystkie okna w domu. Kilkanaście minut później wyjrzałem przez okno i zobaczyłem ścianę deszczu. Zerwał się potworny wiatr. Nawałnica była tak ogromna, że przez okno nie było nic widać - powiedział Łukasz Ochman, mieszkaniec Kaniowa. Dopiero, kiedy nawałnica ustała poszliśmy na strych. Wtedy zamiast dachu zobaczyliśmy niebo. Na górze zgromadziło się na tyle dużo wody, że rozpłynęła się po całym domu. Szczęście w nieszczęściu, że nikomu nic się nie stało. A drugie szczęście jest takie, że mieliśmy ubezpieczony dom - dodała Jadwiga Ochman.
Copyright © Kaniów razem przez wieki - www.kaniow.com.pl Design by adriano216

All rights reserved! 2008r.